Oficialna strona klubu sportowego Olimpia Elbląg

1 grudnia

Adam Boros: To dobra sytuacja, by pokusić się o walkę o I ligę

Adam Boros: To dobra sytuacja, by pokusić się o walkę o I ligę

32 punkty, bilans bramek 29-22 i piąte miejsce w lidze – to doskonała sytuacja Olimpii do włączenia się wiosną do walki o awans do I ligi. Jak zakończoną właśnie rundę ocenia Adam Boros, trener żółto-biało-niebieskich?

- Runda na piątkę?
- Ogólnie rzecz biorąc to na pewno była udana. Oczywiście były różne fazy tej rundy: momenty lepsze i gorsze. Najlepiej świadczą o tym statystyki. Przed meczem z ROW-em po 18 spotkaniach dokonałem podziału dokładnie na pół. W pierwszych dziewięciu meczach zdobyliśmy dziewięć punktów, w drugiej części rundy – dwadzieścia. Dużo mówi też liczba zdobytych i straconych bramek, bo tam też były różnice. Poprawiliśmy skuteczność gry zarówno w defensywie jak i w ofensywie. Dopełnieniem był ostatni mecz: widowiskowy i z happy endem [Olimpia dołożyła trzy punkty wygrywając z ROW 1964 Rybnik 6:3 – red.]. Mamy o sześć punktów więcej niż w zeszłym roku o tej porze, wtedy jako beniaminek byliśmy usatysfakcjonowani osiągniętym wynikiem. Jest to dobra sytuacja wyjściowa, żeby pokusić się włączenie do walki o pierwszą ligę.

- Przed sezonem były obawy, jak Olimpia sobie poradzi. Odeszło pięciu podstawowych zawodników. Były obawy, czy ich następcy sobie poradzą.
- Odeszło ośmiu zawodników, pięciu kluczowych, którzy grali w podstawowym składzie. Pochodną tego była gra w pierwszej części rundy. W mojej opinii w pierwszych meczach jakość gry nie była najlepsza. Później z każdym meczem graliśmy lepiej. Brakowało nam natomiast skuteczności, ładna gra nie przekładała się na wyniki. Potrzebowaliśmy czasu.

- W drużynie doszło nie tylko do zmian personalnych. Kilku zawodników grało na innych pozycjach niż w ubiegłym sezonie. Damian Szuprytowski zaczął grać za napastnikiem, Michał Ressel na obronie...
- W trakcie całej rundy delikatnie próbowaliśmy różnych rozwiązań taktycznych, szczególnie dotyczyły one zawodników ofensywnych, linii pomocy. Były mecze, w których graliśmy na ofensywną dwójkę w środku; taka gra nie przynosiła jednak efektów punktowych. Następowały rotacje na pozycjach: Damian zagrał na typowej „dziesiątce” z powodu absencji Radka Stępnia. Najlepszy efekt można było zobaczyć w Legionowie, ponieważ tam rozegrał taki mecz [rewanż w Legionowie wygrany 3:0 przez Olimpię, Damian Szuprytowski zdobył trzy bramki – przyp. red.], że trudno będzie mu to powtórzyć.

- Nie sposób nie wspomnieć o wychowankach. Maciej Rozumowski przebojem wdarł się do pierwszego składu. W kolejce czekają Kacper Korkliniewski, Patryk Wieliczko...
- Także Michał Balewski i Eryk Filipczyk. To jest grupa chłopaków, których stać na to, żeby przebijać się do pierwszego składu. Maciek jest tym przykładem, który konsekwentną pracą (on trenuje z nami już od zimy ubiegłego sezonu) wywalczył sobie miejsce w składzie. Widać było, że ma potencjał, ale przede wszystkim był cierpliwy, pracowity, czekał na swoją szansę. Te szanse dostawał wcześniej w mniejszym wymiarze czasowym. Teraz dostał w większym i to jest przykład dla innych. Tak samo Kacper Korkliniewski, który zagrał w kilku meczach. Bardzo liczę na to, że ta grupa w najbliższym okresie przygotowawczym będzie potrafiła wywrzeć większą presję na pozostałych zawodnikach w rywalizacji o miejsce w podstawowym składzie.

- Patrząc po liczbie minut, które spędzili piłkarze na boisku, nie martwi się Pan, że wypadnięcie jednego zawodnika ze składu, na przykład z powodu kontuzji czy kartek, burzy plan zestawienia drużyny i osłabia drużynę?
- Wszyscy trenerzy chcieliby mieć po dwóch zawodników równorzędnych na każdą pozycję. Staramy się wraz ze sztabem szkoleniowym oceniać obiektywnie dyspozycję zawodników w poszczególnych meczach, oraz mikrocyklu tygodniowym, podejmując decyzję o wyjściowej jedenastce. Natomiast zawodnicy wchodzący na zmianę to praktycznie ta sama wartość . Na niektórych pozycjach rotacje wcale nie są wskazane. Wiemy, że jeżeli dobrą dyspozycję złapie bramkarz, to on z każdym meczem czuje się pewniej. Zwłaszcza jeżeli są efekty i nie tracimy bramek. Podobnie jest z obrońcami. Tutaj mieliśmy trochę problemów: najwięcej zmian przed sezonem nastąpiło w defensywie, a to jest fundament każdego zespołu. Przekonaliśmy się, że potrzeba czasu, aby ta formacja grała skutecznie. Nie będę przypominał w jakich meczach i w jakich okolicznościach traciliśmy bramki i punkty. Do tego wszystkiego jeszcze kontuzje Krzysztofa Niburskiego i Michała Kiełtyki spowodowały, że wśród środkowych obrońców była mniejsza rywalizacja, natomiast na boku obrony z konieczności grał Michał Ressel. Wywiązywał się ze swoich zadań, natomiast nie jest typowym obrońcą. Dodając nową postać w linii obrony, czyli Filipa Kop-Ostrowskiego możemy mówić o znacznej przebudowie defensywy. Jeżeli chodzi o formacje ofensywne, to tu mieliśmy bogactwo. Już wcześniej była duża rywalizacja w zespole: przed odejściem Pawła Piceluka i Łukasza Pietronia mieliśmy wyrównaną grupę zawodników, którzy walczyli o miejsce w składzie. Doszedł Mateusz Szmydt, Piotr Kurbiel. Przekonaliśmy się, że właśnie zawodnicy wchodzący z ławki (a bywało różnie, każdy z nich dostawał szansę od pierwszej minuty, jak i po przerwie) potrafili utrzymać albo nawet podkręcić tempo gry i zrobić różnicę na boisku.

- Co takiego się stało w zespole , że w połowie rundy coś zaskoczyło i Olimpia zaczęła seryjnie gromadzić punkty?
- Pierwsze mecze graliśmy nieciekawie, ale punktowaliśmy. Natomiast później nawet przy przewadze optycznej, czasami dużej, tak jak w meczu ze Zniczem [przegranym 0:1 – przyp. red.] popełnialiśmy błędy. Nie było tej równowagi pomiędzy grą defensywną a ofensywną. Od meczu z ŁKS-em [wygranym 2:1 – przyp. red.] to wszystko zaczęło się zazębiać. Zaczęliśmy większą uwagę zwracać na stałe fragmenty gry, na grę defensywną jako fundament. Zmieniło się w tym zakresie podejście do meczu i krok po kroku odmieniliśmy oblicze zespołu.

- W meczu z ŁKS-em do 60. minuty gra się nie układała. Wygraliście jednak, mimo że przegrywaliście 0:1. To wtedy piłkarze uwierzyli, że można wygrać z każdym?
- Zawodnicy wierzyli zawsze, ale zawsze kopa daje taki pozytywny efekt finalny, czyli to co się powiedzie. Jeżeli w meczu mamy trzy, cztery, pięć sytuacji, tak jak w meczu ze Zniczem, [w Elblągu Olimpia przegrała 0:1], tracimy bramkę po stałym fragmencie a z tego co wypracowaliśmy nic nie wpada, to nie jest dobry moment, żeby dostać dodatkowy zastrzyk wiary w sukces. W Łodzi nie dość, że zespół w drugiej części meczu z ŁKS-em nabierał coraz większego tempa, stwarzał sytuacje, to jeszcze potrafił je wykorzystać. To na pewno dodaje pozytywnej energii.

- Najlepszy mecz w tej rundzie?
- Bardzo wartościowe było wspomniane zwycięstwo z ŁKS-em. Ale także te następne wygrane pod rząd z Wartą i z Bełchatowem. Te mecze były zagrane w taki konsekwentny sposób. Niekoniecznie staraliśmy się długo przebywać przy piłce, grać fajnie dla oka. Staraliśmy się bardziej przejść w kierunku skuteczności, żeby punktować. I przyniosło to efekty. Natomiast za najlepszy mecz uznałbym drugi mecz z Legionovią, bo od pierwszych minut dużo na boisku wychodziło i na niewiele pozwoliliśmy przeciwnikowi. Do tego bardzo dobre występy poszczególnych zawodników.

- A najsłabszy?
- Zdecydowanie z Wejherowem [Olimpia przegrała z Gryfem 1:3 - red.]. Oprócz tego, że popełnialiśmy fatalne błędy indywidualne, to jako zespół nie prezentowaliśmy tego, co sami od siebie oczekiwaliśmy. Również słaba była pierwsza połowa meczu z Radomiakiem i Rozwojem w Katowicach.

- Jakie macie plany na okres roztrenowania?
- Obecnie trenujemy trzy razy w tygodniu. Dzisiaj zajęcia na boisku, jutro mamy badania wytrzymałościowo-szybkościowe, w piątek trenujemy na boisku, następnie weźmiemy udział w gali Olimpii na zakończenie roku. W przyszłym tygodniu również trenujemy trzy razy w tygodniu i w piątek kończymy okres roztrenowania. Przygotowania do rundy wiosennej rozpoczniemy 5 stycznia.
Sebastian Malicki