Oficialna strona klubu sportowego Olimpia Elbląg

5 września

Łukasz Pietroń, czyli Mister Penalty (video)

Łukasz Pietroń, czyli Mister Penalty (video)

To już nie jest granie w III lidze – popularnie nazywanej „szuwarowo-bagiennej” – tylko występy na poziomie centralnym. Były obawy, czy wszyscy zawodnicy Olimpii poradzą sobie w zdecydowanie lepszej lidze. Po pierwszych 7. kolejkach widzimy, że awans sportowy podziałał dla niektórych zawodników jak nowe rozdanie. Asem w talii Adama Borosa okazuje się Łukasz Pietroń, najlepszy obecnie snajper w II lidze.

- Wyglądało to tak: niestrzelony rzut karny z Huraganem Morąg i do końca sezonu już nie zagrałeś „pełnego” meczu. W kolejnych dziewięciu kolejkach na 810 możliwych minut rozegrałeś 345. Potem baraż z Motorem Lublin, w którym wystąpiłeś jedynie przez 27 minut i tylko w meczu rewanżowym. Co się stało, że w najważniejszym momencie sezonu Twoja rola w drużynie wyraźnie zmalała?

- Po co na początek takie smutne rzeczy (śmiech), a tak na poważnie nie do końca zgadzam się, że malejąca rola w końcówce sezonu była spowodowana przestrzelonym karnym. Taka była decyzja trenera, szukał zmian. Zaakceptowałem to, zdając sobie sprawę, że moja forma nie była wtedy optymalna. Kilka meczów na ławce pozwoliło spojrzeć na sytuację z innej strony, dzięki czemu w końcówce wróciłem do lepszej dyspozycji, ale wtedy wygrywaliśmy mecz za meczem i ciężko było o zmiany. Musiałem się z tym pogodzić, co nie było łatwe.
A jeśli chodzi o baraże to szczerze mówiąc, mógłbym zagrać jedynie minutę, byle awansować. Chociaż nie ukrywam, serducho od ambicji bolało, że nie wszedłem w Lublinie w tak ważnym meczu, ale spotkanie miało taki przebieg, że obrońcy prosili o zmiany i tyle. Cel końcowy, czyli awans był najważniejszy!

- Trener mentalny Łukasz Michniewicz (którego w Olimpii już nie ma) prowadził jakieś specjalne sesje, żeby przywrócić najlepszą wersję Łukasza Pietronia na końcówkę sezonu? Czy problem nie leżał w sferze psychicznej, czy to dyspozycja czysto sportowa nie była na wystarczającym poziomie?
- Z Łukaszem rozmawiałem wielokrotnie, ale tak naprawdę to każdy sam musi sobie radzić z daną sytuacją. W pewnym momencie za bardzo chciałem. Brakowało może trochę luzu, radości i tak jak mówiłem, była to moja dyspozycja sportowa, która w pewnym momencie się obniżyła. Sam po sobie widziałem, że stać mnie na dużo więcej.

- Nie przeszło przez myśl, żeby latem zmienić otoczenie?
- Nie! Absolutnie! Co prawda miałem jedną, konkretną propozycję…

- Skąd była propozycja?
- To już historia, nawet jej nie rozważałem. Wysłuchałem i podziękowałem. Po dwóch latach walki o tę drugą ligę nie wyobrażałem sobie odejścia w takim momencie. Raz już wywalczyłem awans z Olimpią i nie dano mi posmakować gry w wyżej lidze. Druga taka sytuacja nie wchodziła w grę.

- Nowy sezon rozpocząłeś od ławki rezerwowych, ale już w pierwszym meczu przypomniałeś, że warto na Ciebie stawiać. W 85 minucie spotkania z Rakowem pewnie wykorzystałeś rzut karny, zdobywając dla Olimpii pierwszy punkt w II lidze. Końcówka inauguracyjnego spotkania, duża presja, gdybyś spudłował pewnie nie byłoby remisu i w końcu był to pierwszy karny po niewykorzystanym w meczu z Huraganem. Nie bałeś się odpowiedzialności?
- To oczywiste, że od początku sezonu chciałem grać. Ciężko trenowałem, walczyłem o pierwszy plac, ale stało się inaczej. Trzeba walczyć dalej. Przy karnym z Rakowem rzeczywiście, tak jak powiedziałeś, nałożyło się wiele czynników, ale szczerze… byłem bardzo spokojny. Wiedziałem, że to strzelę. Czułem się po prostu na siłach. W takich sytuacjach, podchodzący do karnego, musi być pewny i ja to potwierdziłem.

- Jednak o swoje trzeba było dalej walczyć. Do pierwszego składu wróciłeś w 4. kolejce. Mecz z Polonią Warszawa i strzelasz bramkę… z rzutu karnego. Piłka znowu cieszy?
- Siadając w pierwszym meczu na ławce, pomysłem sobie, że jak dostanę prawdziwą szansę to ją wykorzystam, że jej nie zmarnuję. To mój cel. Uważam, że każdy powinien tak myśleć, tak do tego podchodzić. Chociaż wiadomo jaka jest piłka – pisze różne scenariusze. Mój w zeszłym sezonie był ciekawie spisany. Nauczyłem się, że na wszystko muszę być gotowy. Pytasz czy piłka znowu cieszy? Zawsze cieszyła! Ustawiając piłkę przed karnym na Konwiktorskiej, spojrzałem na Małego (Szuprytowski – dop. red.) i się uśmiechnąłem. Graliśmy kiedyś razem w barwach Lechii i na tym samym stadionie, strzelając na tę samą bramkę, przy stanie 0:0 trafiłem z „wapna” w poprzeczkę. Mały śmiał się przed meczem, że jak będzie na tę bramkę karny, żebym ja nie strzelał (śmiech). Miałem więc podwójną presję, ale się udało.

- Ostatni mecz z Bełchatowem był już czwartym z rzędu, w którym wyszedłeś od pierwszej minuty. W każdym strzelałeś bramki. Wiesz, kto obecnie jest liderem strzelców drugiej ligi?
- Wiem, wiem (śmiech) i może tak zostać do końca sezonu. Jestem za! Chłopaki zaczęli na mnie mówić Mr Penalty (śmiech). Oczywiście spokojnie do obecnej sytuacji podchodzę. Cieszy taka seria, niech trwa jak najdłużej, ale nie będzie to takie proste. Praca, praca, praca!

- Wyrównałeś swoje osiągnięcie z sezonu 2014/15 – wtedy też po 7. kolejkach miałeś pięć bramek, ale Olimpia grała wówczas w „szuwarowo-bagiennej”. Skąd taka skuteczność na początku sezonu w II lidze? Końcówka poprzedniej kampanii zmotywowała do pracy, która teraz procentuje?
- Zmieniłem pewne rzeczy w tym sezonie…

- Co dokładnie?
- Powiem tak: ciężko jest dojść do wysokiej dyspozycji, jeszcze ciężej ją utrzymać i zdaję sobie sprawę, że tylko ciężką pracą mogę osiągać zamierzone efekty. Wierzę w to! W „szuwarowo-bagiennej” miałem odpowiednio 17 i 15 bramek. Postawiłem sobie cel, aby utrzymać „średnią” będąc świadomym, że poziom trudności jest zdecydowanie wyższy. Trzeba wysoko stawiać sobie poprzeczkę. Na razie jest nieźle (śmiech).

- Radosław Stępień po meczu z Bełchatowem stwierdził, że II liga jest dziwną ligą, w której każdy z każdym może wygrać. Tak jest w rzeczywistości? Poziom jest wyrównany stąd tyle remisów?
- Radziu Stępień to bardzo doświadczony zawodnik i jeśli on coś powie to po prostu trzeba się z nim zgodzić. Nie wypada mieć innego zdania (śmiech). I dlatego myślę, że ma rację. Tak jest w rzeczywistości. W tej lidze drużyny dużo analizują przeciwnika, wiele o nim wiedzą i starają się z tego korzystać. Na końcu i tak wszystko weryfikuje boisko. Póki co wychodzi, że analizują mniej więcej po równo, dlatego remisy (śmiech)

- Najbliższy mecz z Gryfem Wejherowo czyli z drużyną, w której występowałeś w przeszłości. Będziesz „bankiem informacji” przed najbliższą kolejką?
- Bankiem na pewno nie. To już inna drużyna, mało zostało ludzi, z którymi grałem. Co mogę powiedzieć o Gryfie? Trzeba zdecydowanie uważać na ich lidera - Piotrka Kolca. Musimy mieć go pod kontrolą. Świetny zawodnik. W samym Gryfie zawsze był i na pewno jest świetny klimat i atmosfera. To przed wszystkim dzięki ludziom, którzy tworzą ten klub.

- Ostatni mecz z Gryfem wygraliśmy w listopadzie 1995 roku. Dariusz Kaczmarczyk – obecny kierownik Olimpii – strzelił zwycięską bramkę na 1:0. Skonsultujesz z popularnym ‘Cebim’ co i jak trzeba zrobić, żeby strzelić Gryfowi czy obecny lider strzelców II ligi jest w odpowiednim ‘gazie’ i podpowiedzi nie potrzebuje?
- Każda podpowiedź bezcenna. Nie omieszkam zapytać kierownika jak to się robi (śmiech) i powtórzę co często mówię: nie ważne kto, ważne aby wygrać! W szczególności życzę bramki Malutkiemu. Każę mu strzelać w każdym meczu, a on tylko podaje albo w ręce strzela.

- Czy Redaktor Jay Jay jeszcze wróci? (Kto subskrybuje TV Olimpia Elbląg na YouTube ten wie, o kogo pytam).
- Myślę, że tak! Redaktor Jay Jay ma kilka pomysłów, które chce wdrożyć w życie. Atmosfera w drużynie i tak jest świetna, jak jeszcze przyjdą lepsze wyniki to o materiały redaktora Jay Jay możemy być spokojni.

- „Olimpia na wesoło wywiady po meczu z Sokołem Ostróda” albo „TurboOlimpia” cieszyły się dużą popularnością. Świetna robota redaktorze Jay Jay! Będą kolejne, podobne produkcje?
- TurboOlimpia na pewno wróci. Póki co pierwszą edycję, zdecydowanie deklasując innych konkurentów, wygrał Kacper (Tułowiecki – dop. red.). Musi zostać nagrodzony za wygranie w pierwszym sezonie. Dostanie statuetkę (śmiech)

- Wyjaśnisz, kim jest przyjaciel Stifler i jak miała wyglądać cieszynka nietoperza i „Helikoptera w ogniu”?
- Jak wróci redaktor Jay-Jay, to przeprowadzi wywiad z Damianem. On wszystko pokaże i wyjaśni. Mogę jedynie zdradzić, że jest w tym naprawdę dobry. Póki co więcej nie powiem.

- Redaktor Łukasz Pietroń – taki pomysł na życie po piłce?
- (Śmiech) Nigdy nic wiadomo. Jak podziękują mi w klubie, to pierwszy telefon do TV Olimpia Elbląg. Może coś z tego wyjdzie.

- A co u Michała? Nie żałuje odejścia z Olimpii?
- Strzela, wygrywa, jest liderem (III liga, gr. I – dop. red.), czyli normalka. Specjalista od awansów robi swoje (śmiech). A co do odejścia Michała, to docierają do mnie różne głosy i wiele osób mija się z prawdą w tej sprawie. Nie mam upoważnienia, żeby o tym mówić. Być może w przyszłości sam Michał zdecyduje się o tym opowiedzieć. Chłopaki w szatni żałują, że go już z nami nie ma, ale takie jest życie. Osobiście trzymam za niego kciuki, a on za mnie.

- Dzięki za rozmowę i powodzenia z Gryfem.
- Również dzięki za rozmowę i zapraszam wszystkich kibiców w sobotę o 17 na Agrykola 8!

Rozmawiał Jakub Czyżak

Zapowiedź meczu z Gryfem